czwartek, 12 września 2013

Chapter 2

**Hope's Point Of View**

- Każdy ma wyjść! Psy już są w drodze!

Wybuchła natychmiastowa panika. Nieletni mogliby zostać złapani na piciu i paleniu trawki. Zły pomysł. Nie mogłam być tu przyłapana.

Po przeszukaniu całego domu kilkukrotnie, nie mogłam znaleźć Cody'ego, Jake'a ani Isabel. Zaczęłam panikować, czując dziwne skręcenie żołądka.

Po prostu wiedziałam, że to się źle skończy. Powinnam słuchać swojego rozsądku.

Wybiegłam na zewnątrz i opadłam na chodnik, by znaleźć w torbie wystarczającą ilość gotówki na taksówkę, by wrócić do domu, lecz nie znalazłam ani grosza.

Gdzie do cholery są moje pieniądze?!

Okropne scenariusze pojawiły się w mojej głowie o tym, co wydarzy się dalej. Będe przywieziona do domu w radiowozie i wycieknie do prasy, że siostrzenica Scooter'a Braun'a jest po za kontrolą. Bzdura.

- Wsiadaj! - ktoś zawołał, trąbiąc zza rogu.

Patrząc w górę, moje oczy spotkały Justina Biebera, garbiącego się na skórzanych siedzeniach swojego Ferrari, jak bezczynnie trzyma kierownicę, a papieros zwisa z jego ust.

Nie będę kłamać. Ta różnica jest przerażająca.

- Nie mogę Justin .. Ja Cię nawet nie znam! - jęknęłam, uprzedzając jego następny ruch.

- Muszę się stąd wydostać, zanim przyjadą psy.. Mam już jeden rejestr. - Justin zawołał, wskazując mi ponownie, bym wsiadła do samochodu.

- Czuję się dobrze, dzięki. Mam już zbyt wiele problemów. - pokręciłam głową.

Justin przeklną pod nosem z irytacją. - Nie bądź taką spiętą suką.

- Nazywasz mnie suką, żeby udało Ci się zaciągnąć mnie do samochodu? - moje oczy nadal uparcie śledziły krawężnik.

- Nie możesz żyć przeszłością. Jesteś starsza, na boga, nie możesz podjąć ryzyka raz w życiu i wsiąść do tego samochodu? - Justin syknął zniecierpliwiony.

Ma mnie. Nie wygląda na to, żeby była duża szansa na znalezienie Issy i chłopaków wśród tego chaosu, zwłaszcza, gdy przyjedzie policja.

- Chodź, albo dosłownie Cię sam tu przyniosę! - zagroził.

Nie wiem, czy to ten groźny ton Justina sprawia, że wierze, że mi pomoże. Świadomość tego, że bez niego jestem wkręcona oraz coraz głośniejszy dźwięk syren, sprawił, że posłuchałam go i wsiadłam do samochodu.

- Dobra dziewczynka. - zamruczał.

Bez spojrzenia, Justin uderzył w pedał, pospiesznie oddalił sie od budynku i udał się w stronę autostrady.

- Nie jedziesz trochę za szybko? - wołałam przerażona.

Moje serce stanęło mi w gardle, gdy obserwowałam jak licznik prędkości wzrósł jeszcze raz, uderzając prawie w 200. Justin rzucił mi spojrzenie rozpaczy, kiedy zwróciłam na to uwagę. W końcu zobaczyłam jaki on faktycznie jest..

Z bliska, światowej sławy włosy Justin'a i uśmiech są ostatnio na mojej liście do obserwacji. Ale nic nie poradzę, że patrzyłam na małe,urocze znaki na jego twarzy i jego gęste rzęsy.

- Podziwiasz widoki, co? - przerwał.

Moje policzki się zarumieniły, a wzrok odwrócił się od niego. Wpatrując się w deskę rozdzielczą samochodu widziałam jak szybkość wzrasta od mojego komentarza.

Justin uśmiechnął się. Papieros nadal był uwięziony między jego słodkimi, różowymi ustami.

- Zapalniczka jest w bocznej kieszeni twojego fotela. Podaj mi.

Patrzyłam na niego z niedowierzeniem, marszcząc brwi. Nie miał pojęcia o manierach?

- No kurwa, Hope, co tym razem? - zacisnął zęby.

- Nie mów na mnie Hope! - syknęłam. Zamknęłam szczękę, gdy tylko zaczął się śmiać.

- Dlaczego kurwa nie?! To twoje imię, prawda? - zadrwił, przeczesując dłonią splątane, złote włosy, szarpiąc za końcówki.

- Nie udawaj, że mnie znasz czy coś, bo tak nie jest! Ani ja nie chcę tego robić, ani ty. Dziękuję Ci bardzo, Justinie Bieberze!

Co jest do cholery nie tak z tym kolesiem? Czy on naprawdę myśli, że tylko dlatego, że jest sławny i ma złe nastawienie, na każde jego życzenie spełnie jego polecenie? To musi być żart.

- Zapominasz, że jestem kierowcą i mogę Cię wyrzucić na autostradę, kiedy zechcę, suko? - Justin warknął przez zaciśnięte zęby.

Zaczęłam szukać jego głupiej zapalniczki.

Trzymałam jedną granatową dla jego wglądu. Byłam zła na siebie, że Justin ma tę władzę nade mną.

- Zapal mi. - Justin kiwną, utrzymując swoją uwagę na drodze, nie zadając sobie trudu, aby potwierdzić, czy znalazłam odpowiedni sprzęt.

- Hope? - ośmielił mnie, nie stosując surowego tonu.

Zaczęłam grzebać przy zapalniczce. Zapaliłam płomień i ostrożnie przechyliłam w stronę Justina, by mógł zapalić.

Nowa bliskość pozwoliła mi wdychać jego zapach. Zapach plaży, zmieszany z tytoniem, który przesiąknął moje nozdrza.

Justin przechylił głowę do tyłu, zamykając oczy, kiedy nikotyna wypełniła jego organizm, a chmury dymu wypełniły samochód. Jak dobrze to wygląda, mimo podłego zapachu.

- Możesz sie zrelaksować. Nie zranię Cię, - uspokoił mnie, głosem nieco chrapliwym od papierosa.

Pokręciłam głową w niezgodzie. - Skąd mam wiedzieć, co masz na myśli?

Justin zadrwił. - To naprawdę nie jest w moim interesie, aby się z tobą zaangażować.

Walczę z ochotą nawrzeszczenia na niego, tylko dlatego, że jestem jeszcze w tym samochodzie, jak zmusił mnie by tu być. Ten facet gra mi na nerwach.

Zatrzymał się tuż za rogiem domu, aby uniknąć mi wyjaśnień, dlaczego do cholery przyjechałam do domu z samym Justinem Bieberem, kiedy miałam spędzić noc z kimś innym.

- Dzięki. - mruknęłam fałszywie, otwierajać drzwi samochodu, wymuszając uśmiech dla Justina.

- Masz. - rzucił mi paczkę Marlboro. Moje oczy się rozjaśniły na znak zdezorientowania. - To tylko na wszelki wypadek. Muszę zapalić, gdy spotkamy się następnym razem.

Jak dobrze, że odjeżdża.

** 3 weeks later**

- Carin?

Mój głos zabrzmiał w sali. Nie byłam pewna czy ona była na górze, czy wciąż siedziała w kuchni, tak jak zazwyczaj przez większość dnia.

- Tutaj kochanie - usłyszałam jej głos, jednocześnie potwierdzając moje przypuszczenia, że siedzi cały czas w kuchni próbując stworzyć napis "Witaj w domu Scooter" na powitalnym cieście.

Wpadłam do kuchni, tłumiąc śmiech na widok przede mną.

Carin pokryta była od stóp do głowy najróżniejszymi cukrowymi akcesoriami do dekoracji ciast, podczas gdy na blacie leżało nędznie wyglądające ciasto.

- Potrzebujesz jakiejś pomocy? - oczywiście znałam odpowiedź, jeszcze przed zadaniem pytania. Na moją propozycję odetchnęła z ulgą, przejeżdżając ręką po swoich brązowych lokach.

To było urocze, że Carin narobiła sobie kłopotu tylko po to, żeby zrobić dla Scootera ciasto domowej roboty. Jej nerwy widoczne były przez napiętą postawę i ciągłe obgryzanie paznokci.

- Idź i zrób się na bóstwo na dzisiejszą noc, ja to skończę za Ciebie - cicho wzięłam od niej drewnianą łyżkę

- Uratowałaś mi życie Hope! Tak strasznie Ci dziękuję,kochanie! - wypaliła, przytuliła mnie mocno i pognała na schody.

Scooter był daleko przez ostatnie 3 tygodnie, ponieważ wraz z Bieber Teamem promował nowy singiel w całych Stanach.

Za godzinę miał lądować spowrotem w LAX*, a przyjęcie było już zaplanowane. Tym razem legalnie.

Cały dzień byłam rozbita, niezdolna wytłumaczyć dlaczego do diabła jestem taka zdenerwowana kłamaniem i mówieniem, że denerwuję się tylko z powodu sław, które tu będą. Nie,to nie był powód.

Justin tu będzie.

To będzie nasze pierwsze spotkanie od tego na imprezie i dziwacznej jazdy do domu kilka tygodni temu.

Nigdy nie powiedziałam nikomu kto pytał o tym co faktycznie wydarzyło się tamtej nocy.

***

Wkradłam się do domu i ruszyłam prosto do łóżka, psikając perfumami by zamaskowały zapach tytoniu. Rano powiedziałam Scooterowi, że przez noc oglądałam filmy z Issabel, Code i Jake'iem.

Opowiedziałam mu kompletnie inną historię, która mówiła, że zaczęłam czuc się źle w środku nocy i wezwałam taksówkę do domu zanim cokolwiek było wiadomo o policji.

- Szukałam Cię przed moim wyjściem, ale nigdzie nie mogłam Cię znaleźc Iss.

Zrozumiałam,że była na mnie zła za sytuacje jeszcze na długo przed wybieraniem stroju na dzisiejszą noc.

Od niechcenia kilka dni temu zapytałam Scootera o Justina i o to jakim typem osoby on jest, mając nadzieje, że informacje o nim będą prawdziwe.

Odbierałam niejasne odpowiedzi od Scootera, który mówił mi tak, tak to było.

- Bieber? Oh, on jest..no wiesz. Dobrze prezentuje się na scenie i nie obchodzi go sława. Jest trochę nieprzewidywalny. Lubi trzymac swoją prywatnośc w sekrecie. Tak to powiedźmy...nie jest rodzajem faceta, którego chciałabyś spotkac gdy przychodzi do mnie do domu.

***

- Cody przyjedzie, wszystko będzie dobrze kochanie - powiedziała Carin, zaskakując mnie swoją cichą obecnością w pokoju.

- Umiesz czytac mi w myślach? - zażartowałam z uśmiechem. chociaż dzieki jej słową znacznie się uspokoiłam.

- Coś takiego - zaśmiała się Carin, przed zatrzymaniem wzroku na ulepszonej wersji naszego tortu dla chłopaków.

- Hope! Kochanie to jest niesamowite! - krzyknęła

Obróciłam się przed jej ciekawskim spojrzeniem i zaczęłam nieśmiało załadowywac zmywarkę.

- Ciasto 2.0 - przewróciłam oczami, jakby to nie była wielka sprawa

- Dobre Bieberowe referencje - zaśmiała się Carin, przed kontynuacją jej wyjaśnień. Nie wiedziałam o co jej chodzi. - Justin Bieber ma album nazwany "My World 2.0" stąd ta nazwa.

- Oh.. - poczułam lekkie morwienie na policzku i strach w żołądku, gdy zostało wypowiedziane jego imię.

- Idź się przygotowac skarbie, samochód będzie tu za godzinę!

Makijaż nie jest zazwyczaj pozycją numer 1 na mojej liście. Bardziej stawiałam na to co mam na sobie, a moja historia z wyskoimi obcasami aż prosiła się o kłopoty.

Jednak czułam się zabowiązana do noszenia ich, ponieważ to miejsce będzie niedługo pełne celebrytów.

Pierwsze wrażenie mówi więcej niż tysiąc słów, więc zwróciłam największą uwagę na to, żeby jak najlepiej się prezentowac. Minuty wydają się ciągnąc niemożliwie wolno ku ukończeniu przygotowania się do przyjęcia, ale wciąż zostawała masa wolnego czasu aż do nieuniknionej chwili.

- Samochód już jest!



**Justin's Point Of View**

- Co tam, JB chłopie?

Zostałem klepnięty w ramię przez moich wspólników wracających z Los Angeles,z entuzjazmem i fałszywymi uśmiechami. Jestem zapracowanym człowiekiem. Nawet imprezowanie przez ostatnich kilka dni zamieniło sie w pracę.

Wymknąłem się od chłopaków, gdy w końcu znalazłem trochę wolnego czasu na bycie samemu, znając życie dzisiejszej nocy nie zamówimy żadnego alkoholu i nie odstresujemy się.

- Tequila - mruknąłem do dziewczyny pracującej przy barze, od razu wiedziałem, że nie będzie mnie legitymowała.

Jestem kurwa Justin Bieber. Czego chcę, to dostaję.

- Zrób dwie, kochanie - powiedział głos za mną, uśmiech rozprzestrzenił się po mojej twarzy. Wszędzie rozpoznałbym ten akcent.

-Twist,chłopie! W porządku? -  klepnąłem go w plecy czując ulgę, że w końcu wrócił mój brat, który zawsze wspierał mnie moralnie.

- Jesteś jutro wolny? Musimy porozmawiać...wiesz - zapytał.

- Jestem w studio do trzeciej, ale jasne - wzruszyłem ramionami. Modliłem się tylko, żeby nie przekazał mi żadnych złych wiadomości od Geo.

Sprawdził czy ktokolwiek słyszał naszą rozmowę i mrugnął, pozwalając mi odetchnąć z ulgą. Biznesy idą dobrze.

Kilka drinków później byłem gotowy do znalezienia sobie dziewczyny na dzisiejszą noc.

Cierpiałem chyba na najdłuższe zauroczenie od kilku lat. Dwa pieprzone tygodnie bez żadnych dziewczyn, związków albo seksu.

Twist nie miał najlepszego wpływu na mnie, faktycznie miał zły. Ale cholera, zawsze się z nim dobrze bawiłem, a przynajmniej wystarczająco by zapomniec o moim pokręconym życiu chociaż na chwilę. Jest dobrym gościem do współpracy. Jest więcej niż tylko 'gościem'. On jest moim bratem.

Przeszukiwałem wzrokiem klub, były tam dziewczyny debatujące nad tym, którego chłopaka wybrac na dzisiejszą noc, była to grupka która znalazła jakiś sposób by dostac się na to wydarzenie dla VIP'ów. Uśmiechnąłem się gdy wyobraziłem sobie, jakie "brudne" rzeczy będą robiły tej nocy.

***

Jęczałem gdy jej ręcę zaczęły owijac się wokół mojego karku. Próbowałem zapamiętac imiona tych dziewczyn. Eve? Emma? Cholera, nie wiem...ale potem będzie następna, więc co mnie to obchodzi? Zmusiłem się do włożenia ostro mojego języka do jej ust, przysłuchiwałem się jęczeniu tej suki.

Poczułem jak Twist wali ręką w moje ramie.

Zmusił mnie do oderwania się od jej ust i zostawienia bez śladu lub wytłumaczenia. W każdym razie, gdy wyszliśmy z pokoju podniosłem pytająco brwi na Twista.

- Cholera - była to jedyna odpowiedź jaką otrzymałem od mojego przyjaciela, lecz jego usta wciąż zostały otwarte.

Śledząc jego wzrok. Moje oczy skierowały się na dziewczynę stojącą przy wejściu do klubu - celu licznych obserwatorów.

Miała na sobie koturny, obcisłą, osłaniającą ciało niebieską sukienkę i brązowe włosy z kilkoma widocznymi loczkami pieszczącymi jej twarz. To Hope.


~***~
*LAX - najpopularniejsze lotnisko w Los Angeles

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Jestem za granicą i mam dostęp do wifi tylko w jednym miejscu, czyli nie moge tłumaczyć. Myślałam, że Kam dodała rozdział, a jednak nie. Mam nadzieje, że nam wybaczycie. Wracam w sobotę i postaram sie dość szybko przetłumaczyć następny rozdział. 

Jeżeli czytasz, komentuj :)

~Shinn

Ja też chciałabym przeprosić za to, że musieliście czekać aż tyle czasu. Ostatnio nie miałam kompletnie wolnego, przez szkołę i nie miałam laptopa przez jakieś 4 dni, bo musiałam go oddać do naprawy. Mam nadzieję, że niedługo ustabilizuje mi się z nauką i będę miała czas by wchodzić na komputer. Na szczęście Shinn niedługo wraca i będzie mi też przypominała o tłumaczeniu. :)
Miłego czytania. x

~Kams


wtorek, 3 września 2013

Chapter 1

*Hope's Point Of View*

Sobotni wieczór.
Społeczne samobójstwo, czyli ci, którzy, podobnie jak ja w tej chwili, nie mieli planów lub nie dostali zaproszenia na imprezę wieczorną. Chociaż czułam to, co reszta nastolatków. Skończyło się zatrzymaniem w domu ze szlabanem.

Szalone dwa tygodnie wcześniej.
Przypominam sobie, jak nerwowe ukłucie niepokoju napełnia moje wnętrze. Jak staram się walczyć z dziwnym uśmiechem na mojej twarzy.
To było wtedy. W Brooklynie, w Nowym Yourku. Ale to? To jest teraz, w Los Angeles, w Californii. Jestem na to gotowa.

- Kochanie, taksówka już jest! - Usłyszałam dźwięki kroków po schodach. Ostatni raz spojrzałam w lustro, wzdychając z niepowodzeniem. O ile mogłam to nazwać metamorfozą, zrobioną podczas wycieczki z dołu do mojej sypialni, a następnie do drzwi frontowych. Musiało wystarczyć.

Obeszłam mieszkanie, by znaleźć telefon i klucze. Udałam się szybko do salonu, gdzie mój wujek i ciotka oglądali razem film.

- Zobaczymy się później! - uśmiechnęłam się, uderzając głową we framugę drzwi. Byłam zdesperowana, by pilnie wyjść z domu.

- Baw się dobrze tej nocy, skarbie! I hej, jeżeli zmienisz zdanie na temat powrotu do domu, byłbym szczęśliwszy, gdybym Cię odebrał. - Mój wujek wołał kiwając głową, jednak szybko wybiegłam z domu, zanim zdąrzy zmienić zdanie.

Scooter, masz go kochać, nawet jeżeli jest zbyt opiekuńczy. Ale daje mi dach nad głową, więc nie narzekam.

Poczułam wibrację mojego telefonu. Wyciągnęłam go z wylnej kieszeni moich spodni i odblokowałam, by przeczytać nową wiadomość. To od Isabel, mojej najlepszej przyjaciółki.

"Dał się nabrać? Pospiesz dupsko! Ta impreza jest MEGA! xx"

Zachichotałam nerwowo i próbowałam zignorować uczucia w moim brzuchu, ostrzegając mnie przed czym, co robię.

"On nie ma pojęcia ;) xx"

Wzięłam głeboki oddech. Jest już jednak za późno, aby teraz się wycofać. Skłamałam, o moich planach na dziś, więc muszę to ciągnąć.

"Poproszę na 34 Silverwood"

***


Dorastając, zawsze wiedziałam, że jestem inna, niż reszta dzieci w szkole.

Nie mam żadnej innej rodziny. Moja mama zaszła ze mną w ciążę, gdy miała siedemnaście lat. Była w moim wieku. Wychowywałam się w mieszkaniu z jedną sypialnią, w Brooklynie, które, w porównaniu do bogatych mieszkań moich rówieśników z klasy, było skromne. Moja mama została wyrzucona na ulicę przez rodziców, gdy powiedziała im o ciąży. Dla rodziny katolickiej to było brak szacunku i czystości, czyli coś niewybaczalnego. Musiała utracić konakt z rodziną, a co najważniejsze, z jej starszym bratem.

To nie była jedyna rzecz, która mnie różniła, choć nastoletnia ciąża była szokującą wiadomością. Moja matka nazywała się Jessica, Jessica Braun, a mój wujek to Scooter Braun. Jeszcze miesiąc temu, nie myślałam, że kiedykolwiek spotkam Scootera, ale po wypadku wszystko sie zmieniło... Każdy czyn życia codziennego przypominał mi Nowy Jork i grób mamy ... część mnie umarła razem z nią, ale dziś? Będzie inaczej.

 ***

Gdy tylko weszłam do ogromnego domu, dym uderzył w moje ciało. Moje serce zaczęło bić tak szybko, że mogłam usłyszeć echem swój puls w uszach. Przecisnęłam się między obcymi ludzi. Dom był przepełniony pijanymi nastolatkami, muzyka włączona na maksymalną głośność, a ludzie zaczepiają Cię na każdym kroku.

- Zobaczcie, kto wreszcie raczył sie pojawić! - usłyszałam za sobą piskliwy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Issy, z kieliszkiem w ręku. Uścisnęłam ją ciepło i odwróciłam sie do kolesi, którzy stali z nią, żeby sie przywitać. Był to Cody i Jake.

Lubię Cody'iego. Podpisał kontrakt z moim wujkiem i jest na prawdę słodki, odkąd go poznałam. Jego najlepszy przyjaciel, umawia się z Issy od ponad roku. Wspólnie tworzymy paczkę.

- To szaleństwo Iss! - zachichotałam.

- Mówiłam Ci! - wytknęła mi język. - Masz już drinka?

Uniosłam brwi z irytacją. Widziała przecież, że jeszcze nigdy nie piłam.

- Okej, dobrze inteligentna dupo*! - odparła zirytowana. - Chodź, wezmę Ci jednego. Zarzuciła swoje miękkie, platynowe blond włosy na ramię i chwiejnym krokiem ruszyła w strone stołu z napojami, które znajdowały sie w pomieszczeniu obok. Ruszyłam za nią.

- Jesteś pewna, że możemy po prostu to wsiąść?

Issy zachichotała i zaczęła tworzyć rożne kolorowe substancje, a następnie przelała je do dwóch szklanek.

- Pij! - nakazała.

- Czekaj, nie ma mowy! Pachnie obrzydliwie! Nie będę pić czegoś takiego jak... alkohol! - protestowałam nerwowo odsuwając szklankę w jej kierunku.

- Hope, ogarnij sie! Boże, nie kłamałaś, gdy mówiłaś, że nigdy wcześniej nie byłaś na prawdziwej imprezie. - zastanawiała sie z rozbawieniem na ustach.

Zarumieniłam sie wściekle. Nienawidziłam tej świadomości, że nie jestem doświadczona w tych rzeczach. Wadą było, że przy mamie, nic nie mogłam zrobić. Widziała każdy twój ruch.

Issy zachichotała, gdy zmrużyłam oczy i zaczęłam kaszleć, gdy surowy napój uderzył w moje gardło.

- Jezu, co ty tam dodałaś? - krzyknęłam, próbując sie ogarnąć.

- Tylko trochę wódki... - mrugnęła. - Ale hej, pierwszy drink jest zawsze najgorszy. Zrobisz sobie jeszcze jeden i pokochasz to skarbie!

- Zrobić sobie jeszcze jeden? - zdziwiłam sie, a moje brwi zmarszczyły sie tak samo jak czoło.

- A może on mógłby go zrobić? - trąciła mnie, dyskretnie wskazując w stronę wysokiego blondyna, patrzącego w naszą stronę. - Idę podziękować Rachel za zaproszenie nas ..

- Poczekaj, nie możesz mnie zostawić! - krzyknęłam, patrząc jak przeciska sie przez tłum ludzi w domu Rachel.

- Porozmawiaj z nim! - odczytałam z jej ust. Zostałam sama.

Poczułam panikę, jednak kolejny raz przypomniałam sobie o dzisiejszej nocy i dlaczego właściwie tu jestem. Otworzyłam butelkę, tą, którą wcześniej użyła Issy i zaczęłam tworzyć inną substancję. Co w tym złego?

Zerkając w kierunku blond faceta, zauważyłam jak mi sie przygląda, posyłając mi uroczy uśmiech. Spuściłam wzrok rumieniąc sie, gdy zauważyłam jak zbliżał sie do kuchni. Nagle zatrzymał sie by przyjrzeć mi sie z bliska, a następnie cofnął sie jakby nieśmiały, by posłać mi kolejne spojrzenie.

Co do cholery ?

Przesunęłam moje ciało widząc, że stoje na drodze postaci za mną. Za późno. Zderzyliśmy sie i zostałam odepchnięta na ścianę, krzywiąc sie z bólu, z rozlanym piwem w ręku.

Chłopak zorientował sie, i zaczął kurczowo trzymać sie swojej skórzanej kurtki, nie zadając sobie trudu, by pomóc mi wstać.

- Kurwa uważaj! - warknął gniewnie.

- Um .. Przepraszam, nie zauważyłam Cie! To .. To był wypadek, naprawdę! - mój głos sie urwał, gdy podniósł głowę, by spojrzeć na mnie. To Justin Bieber.


**Justin's Points Of View**

To samo gówno, inny dzień.

Chodzi mi kurwa o to, że ja nawet nie chcę tu dziś być. Ale Twist wciągnął mnie w to od kiedy zaczął spotykać sie jedną z dziwek, która tu dziś jest. Jestem mu trochę winien, za bycie moim skrzydłowym.**

Naomi jest tu jednak, jedyną osobą w grupie, do których dzwonię sporadycznie nawet gdy mam żadnych innych lepszych opcji. Więc myślę, że jeśli dziś ją tu coś zaciągnęło i nie ma kogoś lepszego wokół, moge pokazać jej dobrą zabawę.

- Chcesz iść na górę? Nudze sie tutaj... Naomi zatrzepotała rzęsami i wbiła swoje piersi w moją klatkę piersiową. Ona jest desperatką i może to pociągnąć.

- Jest okej. - wzdychnąłem. Muszę być dla niej miły, zanim z nią zamieszkam.

- Cóż, będę czekać więc jeśli zmienisz zdanie .. Daj mi znać. - rzuciła sugestywnie i dumnie odeszła, a ja podziwiałem jak jej krótka sukienka ledwo zasłania jej tyłek.

Tak myślę, że dam jej znać później...

Uśmiechnąłem się do siebie z podziwem, sprawdzając ekran telefonu. Geo był bardziej niż wkurzony, że Twizzy i ja naskoczyliśmy na niego, gdy mieliśmy gówno do zrobienia, ale hej, muszę zrobić sobie przerwę.

- Daj mi kurwa spokój! - syknąłem, ignorując dwanaście wiadomości od niego.

Skierowałem się do kuchni po dolewkę. Dostrzegłem, że każdy facet patrzy w moim kierunku.

No cóż, nie w moim, tylko jej.

Dziewczyna stała przy stole pełnym różnych butelek, nalewając sobie drinka.

To faktycznie trochę urocze.

Dziwie się, w jaki sposób ci kolesie patrzą na nią. Te pijawki patrzą na nią jak na kawałek mięsa, gotowy do gwałtu i nie podoba mi się to. Na jeden kurwa kawałek.

Te "tygrysy" mnie znają, moją reputację, wiedzą co jestem w stanie zrobić, a jeżeli nie, to prasa jest tego świadoma.

- Kurwa uważaj! - warknąłem wkurzony. Przysięgam, jeżeli jest to tylko kolejna dziwka, próbująca zwrócić na siebie moją uwagę ..

Słyszałem nerwowe jąkanie i przeprosiny. Uspokoiłem się, gdy zdałem sobie sprawę, że to był tylko wypadek. Czekam na więcej.

To ona. Skarb, który zauważyłem wcześniej.

Jej skóra była opalona, miała jasną cerę, kilka kresek na powiekach i puder na twarzy w kształcie serca.

Jej niebieskie oczy przypominały ocean, otoczone długimi rzęsami. Jej długie, ciemne włosy układały się w fale, i opadały lekko na plecy. Poszczególne kosmyki, zostały starannie schowane za ucho.

Miała na sobie dopasowane, ciemne jeansy, lakierki i brzoskwiniowy przecięty top, który nie wymagał wysiłku, by dostrzec jej chudą, wygiętą sylwetkę. Cholera.

- Przepraszam kochanie. - odpowiedziałem szybko, czyszcząc sobie gardło.

Spodziewałem się omdlenia lub jakiegoś dziewczęcego chichotu, ale tylko poprawiła ubrania i obróciła się z otwartymi ustami.

Naprawdę? Tylko tyle, kiedy uratowałem ją od bandy tych nieudaczników? Suka.

- Serio masz zamiar zmarnować wszystkie moje drinki i potem odwrócić się, bez szacunku dla mnie? - warknąłem, zatrzymując się na jej drodze

- Słucham? - uniosła brwi z niedowierzeniem.

- Nie wiesz, kim jestem? - splunąłem. Mam jej już dosyć.

Jasne, mogła dobrze wyglądać, ale ta laska nie wygląda jakby była na luzie. Ma jakiś elegancki styl. Wiem, że to wszystko nastawienie, ale to coś, czego nienawidzę w dziewczynach.

- Tak .. Wiem, kim jesteś. - mruknęła, unikając kontaktu wzrokowego. - Mój wujek jest um.. Twoim menedżerem?

- Poczekaj, jesteś siostrzenicą Scooter'a? - patrzyłem na nią z niedowierzeniem.

Kiwnęła głową,obgryzając nerwowo paznokcie.

- Czy on wie, że tu jesteś? Huh - uśmiechnąłem się przebiegle.

Strach,który przebiegł po jej twarzy,powiedział mi,że Scooter o niczym nie wie. Zaśmiałem się morcznie stając obok niej.

- Tak,więc..Hope,prawda?

- Tak - odpowiedziała szorsto, rzucając mi mordercze spojrzenie .

- Powinnaś być ostrożniejsza, nie zbliżaj do nich się tak kurewsko blisko ponownie, jeżeli nie chcesz by twój wujek Scooter dowiedział się, że tu jesteś - przerwałem będąc zirytowany faktem, że ona wcale nie jest zaabsorwowana

Dlaczego ona nie była zainteresowana?

- Szantaż?! - Hope wykrzyknęła z niedowierzaniem, próbując się wyrwać
.
Moje dłonie owinęły się wkół jej nadgarstków, jednocześnie pociągając ją by się zatrzymała. Gdy dotknąłem jej skóry, przeszły mnie dziwne dreszcze. Ona wstrzymała oddech, też to poczuła.

- Jesteś dziwką, wiesz to? - syknąłem jadowicie w jej stronę, wzmacniając uścisk i próbując ignorować
 zmianę temperatury.

- Więc ty zachowujesz się jak kutas! - odpowiedziała, gryząc się w język kilka sekund po tym jak słowa wypłynęły w jej ust.

- Więc cieszę się,że to uczucie jest wzajemne, kochanie!

- Czy teraz możesz mnie poprostu puścić? -  błagała Hope ze zmartwieniem rosnącym na jej gładkiej twarzy. Jej niebieskie oczy ciemniały, co ja przyjmowałem jako strach.

- Jesteś zabawna Hope Braun - uśmiechnąłem się poluzowując uścisk, ale jej całkowicie nie puszczając.

Na twarzy Hope widniała dezaprobata.

- Myślałam, że jestem dziwką?

- Mówię dużo rzeczy...Nie wiem, jesteś taka niewinna - wzruszyłem bezczynnie ramionami.

- Nie znasz mnie - westchnęła ostrożnie, wyszarpując i ruszając w przeciwnym kierunku

Zacząłem śmiac się do siebie na widok jej reakcji. Myślami wróciłem do dnia kiedy Scooter pierwszy raz wspomniał o tym, że ma siostrzenicę, która będzie mieszkała razem z nim.

*Wspomnienie*

- Poprostu ostrzegam Cię Justin....Mam nadzieję,że wszystko dotyczące Hope jest dla Ciebie jasne?

- Nie jestem głuchy - odpowiedziałem monotonnie.

 Scooter zmienił wyraz, uroczyście kontynuując swoją gejowską mowę.

- Ona jest moim słoneczkiem, jest niewinna i lepiej dla niej, żeby taka została. Więc nawet nie myśl, żeby wykorzystać ją do jednych ze swoich gierek kiedy ją spotkasz. Jeżeli tak się stanie, to osobiście zrobię z Ciebie gówno!

- Zrozumiałem...

***
Teraz jestem tutaj i po spotkaniu z nią jestem przekonany bardziej niż kiedykolwiek, że złamię tą zasadę Scootera.

Zrobisz mnie gównem, jeżeli nie będę się od niej trzymał z daleka, tak Scooter? Wyzwanie przyjęte.



~***~

*“Okay fine smart ass!” - nie wiedziałam jak to dobrze przetłumaczyć, więc przetłumaczyłam praktycznie dosłownie.
**wingman - jedyne tłumaczenie jakie znam, znalazłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Oto pierwszy rozdział tłumaczenia fanfiction "Demons"! Jak wrażenia?

Wielkie podziękowania dla Kamili, która pomogła mi częściowo w tłumaczeniu! Postanowiłam, że będzie ze mną tłumaczyć :)

Jest to moje, jak i Kam, pierwsze tłumaczenie fan fiction, wiec prosimy o wyrozumiałość ;)

Autorka opowiadania prowadzi konto na twitterze @hopebraun więc jak ktoś chce, prosze o follow.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Pytania, uwagi, zastrzeżenia prosimy kierować tu lub na nasze twittery: @Shinn_x i @kams_x

Enjoy!

PS. 6-13 września mnie nie ma, sprawy szkolne, Kam tu rządzi xx

- shinn i kams xx


poniedziałek, 2 września 2013

Wprowadzenie ...

"- Słucham? - uniosła brwi z niedowierzeniem.

- Nie wiesz, kim jestem? - splunąłem. Mam już jej dosyć.

Oczywiście może być ładna, ale ta laska nie wygląda, jakby była na luzie. Ona ma jakiś elegancki styl, czyli coś, czego nienawidzę w dziewczynie. 

- Tak .. Wiem, kim jesteś. - mruknęła, unikając kontaktu wzrokowego. - Mój wujek jest um.. Twoim menedżerem?

- Poczekaj, jesteś bratanicą Scooter'a? - patrzyłem na nią z niedowierzeniem."


Hope Braun została skrzywdzona przez los. Straciła matkę, więc została przeniesiona do Los Angeles, gdzie mieszka ze swoim wujem. Zaczyna żyć pełnią życia, wkrótce poznaje Justina Biebera. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że bycie w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, może mieć poważne konsekwencje...

Powitanie

Hello everybody!

Trafiliście na blog z tłumaczeniem pewnego fanfiction o Justinie Bieberze. 
Oryginał jest pisany przez delevingner (link w zakładce).

           

Mam pozwolenie na tłumaczenie od autorki :)

Jest to moje pierwsze tłumaczenie, więc prosze o wyrozumiałość. 

Mam nadzieje, że będzie sie podobać i zyskam jakiś stałych czytelników. :)

Pierwszy rozdział pojawi sie prawdopodobnie w czwartek ewentualnie w piątek.

Jakieś pytania? 
Ask.fm/OlaaaaB
Twitter: @Shinn_x

Piszę również własne opowiadanie, zapraszam: 
gold-love-by-shinn.blogspot.com


Enjoy!