czwartek, 12 września 2013

Chapter 2

**Hope's Point Of View**

- Każdy ma wyjść! Psy już są w drodze!

Wybuchła natychmiastowa panika. Nieletni mogliby zostać złapani na piciu i paleniu trawki. Zły pomysł. Nie mogłam być tu przyłapana.

Po przeszukaniu całego domu kilkukrotnie, nie mogłam znaleźć Cody'ego, Jake'a ani Isabel. Zaczęłam panikować, czując dziwne skręcenie żołądka.

Po prostu wiedziałam, że to się źle skończy. Powinnam słuchać swojego rozsądku.

Wybiegłam na zewnątrz i opadłam na chodnik, by znaleźć w torbie wystarczającą ilość gotówki na taksówkę, by wrócić do domu, lecz nie znalazłam ani grosza.

Gdzie do cholery są moje pieniądze?!

Okropne scenariusze pojawiły się w mojej głowie o tym, co wydarzy się dalej. Będe przywieziona do domu w radiowozie i wycieknie do prasy, że siostrzenica Scooter'a Braun'a jest po za kontrolą. Bzdura.

- Wsiadaj! - ktoś zawołał, trąbiąc zza rogu.

Patrząc w górę, moje oczy spotkały Justina Biebera, garbiącego się na skórzanych siedzeniach swojego Ferrari, jak bezczynnie trzyma kierownicę, a papieros zwisa z jego ust.

Nie będę kłamać. Ta różnica jest przerażająca.

- Nie mogę Justin .. Ja Cię nawet nie znam! - jęknęłam, uprzedzając jego następny ruch.

- Muszę się stąd wydostać, zanim przyjadą psy.. Mam już jeden rejestr. - Justin zawołał, wskazując mi ponownie, bym wsiadła do samochodu.

- Czuję się dobrze, dzięki. Mam już zbyt wiele problemów. - pokręciłam głową.

Justin przeklną pod nosem z irytacją. - Nie bądź taką spiętą suką.

- Nazywasz mnie suką, żeby udało Ci się zaciągnąć mnie do samochodu? - moje oczy nadal uparcie śledziły krawężnik.

- Nie możesz żyć przeszłością. Jesteś starsza, na boga, nie możesz podjąć ryzyka raz w życiu i wsiąść do tego samochodu? - Justin syknął zniecierpliwiony.

Ma mnie. Nie wygląda na to, żeby była duża szansa na znalezienie Issy i chłopaków wśród tego chaosu, zwłaszcza, gdy przyjedzie policja.

- Chodź, albo dosłownie Cię sam tu przyniosę! - zagroził.

Nie wiem, czy to ten groźny ton Justina sprawia, że wierze, że mi pomoże. Świadomość tego, że bez niego jestem wkręcona oraz coraz głośniejszy dźwięk syren, sprawił, że posłuchałam go i wsiadłam do samochodu.

- Dobra dziewczynka. - zamruczał.

Bez spojrzenia, Justin uderzył w pedał, pospiesznie oddalił sie od budynku i udał się w stronę autostrady.

- Nie jedziesz trochę za szybko? - wołałam przerażona.

Moje serce stanęło mi w gardle, gdy obserwowałam jak licznik prędkości wzrósł jeszcze raz, uderzając prawie w 200. Justin rzucił mi spojrzenie rozpaczy, kiedy zwróciłam na to uwagę. W końcu zobaczyłam jaki on faktycznie jest..

Z bliska, światowej sławy włosy Justin'a i uśmiech są ostatnio na mojej liście do obserwacji. Ale nic nie poradzę, że patrzyłam na małe,urocze znaki na jego twarzy i jego gęste rzęsy.

- Podziwiasz widoki, co? - przerwał.

Moje policzki się zarumieniły, a wzrok odwrócił się od niego. Wpatrując się w deskę rozdzielczą samochodu widziałam jak szybkość wzrasta od mojego komentarza.

Justin uśmiechnął się. Papieros nadal był uwięziony między jego słodkimi, różowymi ustami.

- Zapalniczka jest w bocznej kieszeni twojego fotela. Podaj mi.

Patrzyłam na niego z niedowierzeniem, marszcząc brwi. Nie miał pojęcia o manierach?

- No kurwa, Hope, co tym razem? - zacisnął zęby.

- Nie mów na mnie Hope! - syknęłam. Zamknęłam szczękę, gdy tylko zaczął się śmiać.

- Dlaczego kurwa nie?! To twoje imię, prawda? - zadrwił, przeczesując dłonią splątane, złote włosy, szarpiąc za końcówki.

- Nie udawaj, że mnie znasz czy coś, bo tak nie jest! Ani ja nie chcę tego robić, ani ty. Dziękuję Ci bardzo, Justinie Bieberze!

Co jest do cholery nie tak z tym kolesiem? Czy on naprawdę myśli, że tylko dlatego, że jest sławny i ma złe nastawienie, na każde jego życzenie spełnie jego polecenie? To musi być żart.

- Zapominasz, że jestem kierowcą i mogę Cię wyrzucić na autostradę, kiedy zechcę, suko? - Justin warknął przez zaciśnięte zęby.

Zaczęłam szukać jego głupiej zapalniczki.

Trzymałam jedną granatową dla jego wglądu. Byłam zła na siebie, że Justin ma tę władzę nade mną.

- Zapal mi. - Justin kiwną, utrzymując swoją uwagę na drodze, nie zadając sobie trudu, aby potwierdzić, czy znalazłam odpowiedni sprzęt.

- Hope? - ośmielił mnie, nie stosując surowego tonu.

Zaczęłam grzebać przy zapalniczce. Zapaliłam płomień i ostrożnie przechyliłam w stronę Justina, by mógł zapalić.

Nowa bliskość pozwoliła mi wdychać jego zapach. Zapach plaży, zmieszany z tytoniem, który przesiąknął moje nozdrza.

Justin przechylił głowę do tyłu, zamykając oczy, kiedy nikotyna wypełniła jego organizm, a chmury dymu wypełniły samochód. Jak dobrze to wygląda, mimo podłego zapachu.

- Możesz sie zrelaksować. Nie zranię Cię, - uspokoił mnie, głosem nieco chrapliwym od papierosa.

Pokręciłam głową w niezgodzie. - Skąd mam wiedzieć, co masz na myśli?

Justin zadrwił. - To naprawdę nie jest w moim interesie, aby się z tobą zaangażować.

Walczę z ochotą nawrzeszczenia na niego, tylko dlatego, że jestem jeszcze w tym samochodzie, jak zmusił mnie by tu być. Ten facet gra mi na nerwach.

Zatrzymał się tuż za rogiem domu, aby uniknąć mi wyjaśnień, dlaczego do cholery przyjechałam do domu z samym Justinem Bieberem, kiedy miałam spędzić noc z kimś innym.

- Dzięki. - mruknęłam fałszywie, otwierajać drzwi samochodu, wymuszając uśmiech dla Justina.

- Masz. - rzucił mi paczkę Marlboro. Moje oczy się rozjaśniły na znak zdezorientowania. - To tylko na wszelki wypadek. Muszę zapalić, gdy spotkamy się następnym razem.

Jak dobrze, że odjeżdża.

** 3 weeks later**

- Carin?

Mój głos zabrzmiał w sali. Nie byłam pewna czy ona była na górze, czy wciąż siedziała w kuchni, tak jak zazwyczaj przez większość dnia.

- Tutaj kochanie - usłyszałam jej głos, jednocześnie potwierdzając moje przypuszczenia, że siedzi cały czas w kuchni próbując stworzyć napis "Witaj w domu Scooter" na powitalnym cieście.

Wpadłam do kuchni, tłumiąc śmiech na widok przede mną.

Carin pokryta była od stóp do głowy najróżniejszymi cukrowymi akcesoriami do dekoracji ciast, podczas gdy na blacie leżało nędznie wyglądające ciasto.

- Potrzebujesz jakiejś pomocy? - oczywiście znałam odpowiedź, jeszcze przed zadaniem pytania. Na moją propozycję odetchnęła z ulgą, przejeżdżając ręką po swoich brązowych lokach.

To było urocze, że Carin narobiła sobie kłopotu tylko po to, żeby zrobić dla Scootera ciasto domowej roboty. Jej nerwy widoczne były przez napiętą postawę i ciągłe obgryzanie paznokci.

- Idź i zrób się na bóstwo na dzisiejszą noc, ja to skończę za Ciebie - cicho wzięłam od niej drewnianą łyżkę

- Uratowałaś mi życie Hope! Tak strasznie Ci dziękuję,kochanie! - wypaliła, przytuliła mnie mocno i pognała na schody.

Scooter był daleko przez ostatnie 3 tygodnie, ponieważ wraz z Bieber Teamem promował nowy singiel w całych Stanach.

Za godzinę miał lądować spowrotem w LAX*, a przyjęcie było już zaplanowane. Tym razem legalnie.

Cały dzień byłam rozbita, niezdolna wytłumaczyć dlaczego do diabła jestem taka zdenerwowana kłamaniem i mówieniem, że denerwuję się tylko z powodu sław, które tu będą. Nie,to nie był powód.

Justin tu będzie.

To będzie nasze pierwsze spotkanie od tego na imprezie i dziwacznej jazdy do domu kilka tygodni temu.

Nigdy nie powiedziałam nikomu kto pytał o tym co faktycznie wydarzyło się tamtej nocy.

***

Wkradłam się do domu i ruszyłam prosto do łóżka, psikając perfumami by zamaskowały zapach tytoniu. Rano powiedziałam Scooterowi, że przez noc oglądałam filmy z Issabel, Code i Jake'iem.

Opowiedziałam mu kompletnie inną historię, która mówiła, że zaczęłam czuc się źle w środku nocy i wezwałam taksówkę do domu zanim cokolwiek było wiadomo o policji.

- Szukałam Cię przed moim wyjściem, ale nigdzie nie mogłam Cię znaleźc Iss.

Zrozumiałam,że była na mnie zła za sytuacje jeszcze na długo przed wybieraniem stroju na dzisiejszą noc.

Od niechcenia kilka dni temu zapytałam Scootera o Justina i o to jakim typem osoby on jest, mając nadzieje, że informacje o nim będą prawdziwe.

Odbierałam niejasne odpowiedzi od Scootera, który mówił mi tak, tak to było.

- Bieber? Oh, on jest..no wiesz. Dobrze prezentuje się na scenie i nie obchodzi go sława. Jest trochę nieprzewidywalny. Lubi trzymac swoją prywatnośc w sekrecie. Tak to powiedźmy...nie jest rodzajem faceta, którego chciałabyś spotkac gdy przychodzi do mnie do domu.

***

- Cody przyjedzie, wszystko będzie dobrze kochanie - powiedziała Carin, zaskakując mnie swoją cichą obecnością w pokoju.

- Umiesz czytac mi w myślach? - zażartowałam z uśmiechem. chociaż dzieki jej słową znacznie się uspokoiłam.

- Coś takiego - zaśmiała się Carin, przed zatrzymaniem wzroku na ulepszonej wersji naszego tortu dla chłopaków.

- Hope! Kochanie to jest niesamowite! - krzyknęła

Obróciłam się przed jej ciekawskim spojrzeniem i zaczęłam nieśmiało załadowywac zmywarkę.

- Ciasto 2.0 - przewróciłam oczami, jakby to nie była wielka sprawa

- Dobre Bieberowe referencje - zaśmiała się Carin, przed kontynuacją jej wyjaśnień. Nie wiedziałam o co jej chodzi. - Justin Bieber ma album nazwany "My World 2.0" stąd ta nazwa.

- Oh.. - poczułam lekkie morwienie na policzku i strach w żołądku, gdy zostało wypowiedziane jego imię.

- Idź się przygotowac skarbie, samochód będzie tu za godzinę!

Makijaż nie jest zazwyczaj pozycją numer 1 na mojej liście. Bardziej stawiałam na to co mam na sobie, a moja historia z wyskoimi obcasami aż prosiła się o kłopoty.

Jednak czułam się zabowiązana do noszenia ich, ponieważ to miejsce będzie niedługo pełne celebrytów.

Pierwsze wrażenie mówi więcej niż tysiąc słów, więc zwróciłam największą uwagę na to, żeby jak najlepiej się prezentowac. Minuty wydają się ciągnąc niemożliwie wolno ku ukończeniu przygotowania się do przyjęcia, ale wciąż zostawała masa wolnego czasu aż do nieuniknionej chwili.

- Samochód już jest!



**Justin's Point Of View**

- Co tam, JB chłopie?

Zostałem klepnięty w ramię przez moich wspólników wracających z Los Angeles,z entuzjazmem i fałszywymi uśmiechami. Jestem zapracowanym człowiekiem. Nawet imprezowanie przez ostatnich kilka dni zamieniło sie w pracę.

Wymknąłem się od chłopaków, gdy w końcu znalazłem trochę wolnego czasu na bycie samemu, znając życie dzisiejszej nocy nie zamówimy żadnego alkoholu i nie odstresujemy się.

- Tequila - mruknąłem do dziewczyny pracującej przy barze, od razu wiedziałem, że nie będzie mnie legitymowała.

Jestem kurwa Justin Bieber. Czego chcę, to dostaję.

- Zrób dwie, kochanie - powiedział głos za mną, uśmiech rozprzestrzenił się po mojej twarzy. Wszędzie rozpoznałbym ten akcent.

-Twist,chłopie! W porządku? -  klepnąłem go w plecy czując ulgę, że w końcu wrócił mój brat, który zawsze wspierał mnie moralnie.

- Jesteś jutro wolny? Musimy porozmawiać...wiesz - zapytał.

- Jestem w studio do trzeciej, ale jasne - wzruszyłem ramionami. Modliłem się tylko, żeby nie przekazał mi żadnych złych wiadomości od Geo.

Sprawdził czy ktokolwiek słyszał naszą rozmowę i mrugnął, pozwalając mi odetchnąć z ulgą. Biznesy idą dobrze.

Kilka drinków później byłem gotowy do znalezienia sobie dziewczyny na dzisiejszą noc.

Cierpiałem chyba na najdłuższe zauroczenie od kilku lat. Dwa pieprzone tygodnie bez żadnych dziewczyn, związków albo seksu.

Twist nie miał najlepszego wpływu na mnie, faktycznie miał zły. Ale cholera, zawsze się z nim dobrze bawiłem, a przynajmniej wystarczająco by zapomniec o moim pokręconym życiu chociaż na chwilę. Jest dobrym gościem do współpracy. Jest więcej niż tylko 'gościem'. On jest moim bratem.

Przeszukiwałem wzrokiem klub, były tam dziewczyny debatujące nad tym, którego chłopaka wybrac na dzisiejszą noc, była to grupka która znalazła jakiś sposób by dostac się na to wydarzenie dla VIP'ów. Uśmiechnąłem się gdy wyobraziłem sobie, jakie "brudne" rzeczy będą robiły tej nocy.

***

Jęczałem gdy jej ręcę zaczęły owijac się wokół mojego karku. Próbowałem zapamiętac imiona tych dziewczyn. Eve? Emma? Cholera, nie wiem...ale potem będzie następna, więc co mnie to obchodzi? Zmusiłem się do włożenia ostro mojego języka do jej ust, przysłuchiwałem się jęczeniu tej suki.

Poczułem jak Twist wali ręką w moje ramie.

Zmusił mnie do oderwania się od jej ust i zostawienia bez śladu lub wytłumaczenia. W każdym razie, gdy wyszliśmy z pokoju podniosłem pytająco brwi na Twista.

- Cholera - była to jedyna odpowiedź jaką otrzymałem od mojego przyjaciela, lecz jego usta wciąż zostały otwarte.

Śledząc jego wzrok. Moje oczy skierowały się na dziewczynę stojącą przy wejściu do klubu - celu licznych obserwatorów.

Miała na sobie koturny, obcisłą, osłaniającą ciało niebieską sukienkę i brązowe włosy z kilkoma widocznymi loczkami pieszczącymi jej twarz. To Hope.


~***~
*LAX - najpopularniejsze lotnisko w Los Angeles

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Jestem za granicą i mam dostęp do wifi tylko w jednym miejscu, czyli nie moge tłumaczyć. Myślałam, że Kam dodała rozdział, a jednak nie. Mam nadzieje, że nam wybaczycie. Wracam w sobotę i postaram sie dość szybko przetłumaczyć następny rozdział. 

Jeżeli czytasz, komentuj :)

~Shinn

Ja też chciałabym przeprosić za to, że musieliście czekać aż tyle czasu. Ostatnio nie miałam kompletnie wolnego, przez szkołę i nie miałam laptopa przez jakieś 4 dni, bo musiałam go oddać do naprawy. Mam nadzieję, że niedługo ustabilizuje mi się z nauką i będę miała czas by wchodzić na komputer. Na szczęście Shinn niedługo wraca i będzie mi też przypominała o tłumaczeniu. :)
Miłego czytania. x

~Kams


7 komentarzy:

  1. No nie, taki krótki :( kurde czekam z niecierpliwością na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie zakończenie :O Jezuuu ja chce kolejny rozdział , już ie mogę się doczekać ! .

    OdpowiedzUsuń
  3. oooo matko Hope wpada w kłopoty.
    Jej znajomość z Justinem bd pełna sporów i problemów.
    Czekam na kolejne tłumaczenie
    @JustinePayne81

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG czekam na kolejny ! xx
    @_Shawty_x

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow świetny rozdział *o* <3


    http://everythinghaschanged-story.blogspot.com/ / @Damaariana

    OdpowiedzUsuń
  6. piękne, czekam na następny.
    jestem cieakwa co będzie dalej!


    OdpowiedzUsuń